Kiedy oficjalnie ujawniłam zamiar wystartowania z nowym blogiem muzycznym usłyszałam miłe życzenia, żeby było to drugie Uknowhowwedo.com. Aby tak się mogło stać powinnam zacząć od tego samego artysty, o którym pisałam w maju 2007 roku. A był nim Aesop Rock (Ian Bavitz), jeden z moich ulubionych raperów.
Płytę Skelethon część z Was na pewno odsłuchała już wiele razy. Niestety mam dziwne wrażenie, że na naszym rynku zaistniała ona wyłącznie w świadomości fanów Aesopa i nic poza tym. A to wielka szkoda, bowiem album ten w moim mniemaniu jest jednym z najlepszych, a może i najlepszym w całym dorobku artysty.
Wróćmy jednak do początku. Na krążek trzeba było czekać aż pięć długich lat, podczas których nasz artysta przeżywał liczne wzloty i upadki, i to nie tylko w sferze twórczej. Śmierć Camu Tao, zamknięcie wytwórni, średnio udany projekt Hail Mary Mallon, kłopoty małżeńskie i ostatecznie śmierć kota (z którą związana była promocja albumu). Doskonale pamiętam swoją rozpacz z powodu rozpadu wytwórni Definitive Jux – Aesop był przecież jednym z jej najmocniejszych filarów. Praktycznie każdy artysta nagrywający dla nich reprezentował nurt abstract hip hop, karmiąc słuchaczy mocnymi tekstami i muzyką z kosmosu, za którą w głównej mierze odpowiedzialny był El-P. Jednak po drodze coś poszło nie tak i świetny, alternatywny label rozpadł się z hukiem osierocając swoich artystów. Ci bardziej uznani od razu znaleźli nowych wydawców i dzięki temu Bavitz trafił pod skrzydła Rhymesayers. Slug pozostawiając raperowi całkowitą dowolność, pozwolił mu stworzyć w pełni autorski album jakim jest Skelethon.
Nie ma tu choćby jednej nuty nawiązującej do stylu narzucanego przez te wszystkie lata przez El-P. Jedynym utworem, który przypomina mi czasy Def Jux jest Cycles to Gehenna – mocno niepokojąca melodia, której nie powstydziłby się żaden z producentów, który wcześniej współpracował z Bavitzem. Za ukłon dla minionych czasów można odczytać trzy utwory nagrane wspólnie z Rob Sonic (raperem wydawanym przez Def Jux). Na płycie nie znajdziecie również charakterystycznych bitów Blockheada towarzyszących Aesopowi przez większą część kariery. Drogi tych dwóch panów rozeszły się chyba na dobre. Pewnym jest, że z korzyścią dla Aesopa, który popełnił album składający się głównie z żywych instrumentów – ciekawie brzmiąca gitara, mocna perkusja. Kiedy pierwszy raz usłyszałam początek utworu ZZZ Top byłam przekonana, że to coś nowego od The Roots. Jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że jestem w błędzie. Produkcyjnie album jest równy, stworzony na bardzo wysokim poziomie.
Aesopowi nie można odmówić, że zachował swój styl i utrzymał nowy materiał w dobrze znanej konwencji. Cieszy mnie fakt, że eksperymentuje, robi coś w pełni autorskiego będąc tym samym wiernym temu, co nagrywał wcześniej. Warstwa tekstowa powinna zadowolić słuchaczy uwielbiających rozmyślać i interpretować oraz tych najbardziej depresyjnych, którzy sięgając po Skelethon chcą się dodatkowo umartwić. Mam nadzieję, że nikt nie odczyta tego jako kpiny, ale Bavitz zawsze miewał cięższe zwrotki, pozbawione przesadnej słodyczy. Nie mami nikogo durnymi historyjkami , to zadanie pozostawmy ludziom pokroju Paulo Coelho.
Trzeba również przyznać Aesopowi, że ma szczęście do artystów tworzących mu oprawę graficzną do kolejnych krążków. Pracował już z Tomerem Hanuką (okładka Bazooka Tooth), Jeremym Fishem (odpowiedzialnym m.in. za projekt okładki do poprzedniego albumu None Shall Pass), teraz działa wraz z hiszpańskim graficiarzem ukrywającym się pod pseudonimem Aryz (w Polsce znanym z murali pozostawionych na kamienicach w Łodzi i Katowicach). Efekty są wspaniałe, co zaowocowało jedną z najlepiej wydanych płyt poprzedniego roku.
Wracając na koniec do Sluga, to dwa dni temu ogłosił wspaniałą wiadomość, o rozpoczęciu prac nad nową płytą Atmosphere i możliwą kontynuacją współpracy z Mursem, przy czwartej odsłonie projektu Felt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz